niedziela, 9 czerwca 2013

Grecja 2013 - Nei Pori, dzień 5 - Saloniki

5 dzień był niestety dniem wyjazdu. W drodze powrotnej zahaczyliśmy o Saloniki.






Następnie udaliśmy się do kościoła Aghios Demetrios


 

Kolejnym etapem zwiedzania był Plac Arystotelesa. Na samym początku zostaliśmy przywitani przez "przesympatycznego" murzyna...
 

Za chwilę znalazł on nas ponownie. Zaczął rozmowę ze mną i z Kamilem, pytał skąd jesteśmy, wychwalał Polskę, śpiewał  reggae, śmiał się z nami. Zaoferował nam darmową bransoletke z Jamajki (jak twierdził) , bransoletkę pokoju, szczęścia, miłości, bla bla bla...
Mimo delikatnych protestów zawiązał nam bransoletki na ręce, złapał nas za nie i życzył nam dobrej drogi,szczęścia,miłości.... Życzeń i uprzejmości nie było końca, chciał zrobić sobie z nami zdjęcie. Wszystko było tak piękne i wspaniałe...dopóki nagle nie zawołał 1 euro.



Co ciekawe, takich samych murzynów można było spotkać wszędzie. Jeśli powiem,że na odcinku długości naszego placu Bartosza Głowackiego było ich prawie 30, nie będzie to przesadą. Każdy z taką samą bransoletką. Każdy z tym samym tekstem. Nasz murzyn jednak miał najlepszy wokal :)
Przez całe saloniki można było spotkać całe grupy "bransoletkowców", które tylko patrzyły czy ma się ją na ręce. Wystarczyło ją pokazać,aby mieć spokój. Biznes jest biznes.








Kadrowo zdjęcia z Salonik są w większości słabe. Już na początku ostrzeżono nas o kieszonkowcach. Faktem jest,że na placu Arystotelesa były tłumy. Nigdy nie miałem z tym problemu - w Warszawie czy w Paryżu nigdy mi to nie przeszkadzało. W Salonikach jednak wysiadłem. Dostając bransoletkę, tylko patrzyłem,czy ktoś za mną nie dobiera mi się do plecaka. Murzyni wchodzący do resteuracji i sprzedający torebki ludziom jedzącym obiad. Osoby które nagle zaczynają wróżyć z ręki. Zamawianie kawy mnie przerosło. Palcem pokazaliśmy , jaką kawę chcemy. Dostaliśmy inną. Mimo,że sprzedawca upewniał się trzy razy :) Posłodzić kawę? Posłodzić. Pierwszy raz piłem cukier przez słomkę. Co do Greckich gyrosów - mi nie smakują. Bułka nasycona tłuszczem, frytki w środku i wołowina - to nie dla mnie.

Plac Arystotelesa to piękne miejsce, ale podsumowując - trzeba być uważnym przez cały czas. Najlepiej pójść tam z małym plecakiem/torebką, dobrze schowanym paszportem i portfelem. I wtedy można spacerować na spokojnie. Co do aparatu - jeśli lustrzanka, to najlepiej z jednym obiektywem,żeby nie martwić się o torbę z resztą sprzętu. Takie jest moje zdanie :)

Następnie przeszliśmy się zobaczyć Białą Wieżę, udaliśmy się do autokaru, i to był już niestety koniec naszej przygody z Grecją.













1 komentarz: